?JASTKOWSKIE STRASZYDŁA? Agata Szmacińska kl.II GP w Jastkowicach
I miejsce w kat. legendy
W pradawnych czasach wśród borów Puszczy Sandomierskiej powstała wieś Jastkowice, założona przez giermka Jaśka. Była ona zamieszkiwana przez lud pobożny, bogobojny, ale też zabobonny, który dobrze znał imię założyciela wsi, bowiem imię Jan w języku hebrajskim oznacza ?Bóg jest łaskawy?. Ludność wierząca w siłę tego imienia nadawała je często swoim potomkom. W tej wsi wydarzyła się pewna historia, o której wieść przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, aż do dziś.
W Jastkowicach, we dworze wybudowanym na Targowisku żyła bardzo szanowana i zamożna rodzina Jastkowskich; Jasiek, jego żona Jagna i siostra Michalina. Michalina była starą panną i w posiadłości brata zajmowała się ogrodem. Małżeństwo Jastkowskich miało pieniądze, pola, lasy i czego tylko mogli sobie zapragnąć ? do pełni szczęścia brakowało im tylko potomka, który mógłby to wszystko odziedziczyć. Bardzo pragnęli mieć dziecko i pewnego dnia ich marzenia się spełniły.
Okazało się że Jagna jest ?przy nadziei?. Cała wieś świętowała z tego powodu, Jaśko urządził huczne przyjęcie. Wszyscy nie mogli się doczekać rozwiązania, a czas jakby na złość im się dłużył. Po dziewięciu miesiącach przyszła na świat prześliczna dziewczynka, której nadano imię Kasia. Każdy człowiek w Jastkowicach cieszył się, że nowonarodzona spadkobierczyni jest silna i zdrowa, ale jednocześnie skrywał w sercu o nią lęk.
Wierzono, że gdy urodzi się dziecko, zwłaszcza bardzo ładne, czyhać na nie będzie południca, czyli upiór, który ?odmienia? dzieci. Jastkowscy nie wierzyli w te historie.
Ludzie tylko kiwali głowami i modlili się, by nic złego ich nie spotkało. Jednak pewnej nocy do ich domu wkradła się południca. Była bardzo wysoka, miała wysmukłą sylwetkę. Ubrana była w czarne szaty, twarz miała zasłoniętą chustą z wyrysowanym krzyżem, odsłaniającą tylko groźne, wyłupiaste oczy. Pod ręką niosła kołyskę z małym kwilącym zawiniątkiem.
Weszła cichutko do sypialni małej Kasi, podmieniając ją. Wielka była rozpacz Jastkowskich, kiedy weszli rano do pokoju córeczki i ujrzeli nie ją, ale obcą kalekę. Obwiniali siebie nawzajem o to, że nie usłuchali rad ludzi. Jasiek wyznaczył nagrodę za odnalezienie Kasi, ale nikt nie chciał podjąć się tego zadania, bo wiedział dobrze, że południcom narażać się nie można. Dni mijały, a Jan i Jagna tracili nadzieję, że kiedyś jeszcze ujrzą swa córeczkę.
Pewnego popołudnia do ich domu zapukała starowina. Zdziwiło ich to bardzo, była nietutejsza, ale jastkowickim zwyczajem, powitali gościa jak najlepiej umieli. Opowiedziała im mnóstwo rzeczy o południcach.
Poradziła również, by Jagna położyła podrzuconą kalekę na pastwisku, tam gdzie zostały wydeptane ścieżki przez bydło, by dzieci wracające wieczorem z tego właśnie pastwiska biły podrzutka kijem, a on wtedy swoim płaczem przywołałby południcę.
Po kilku dniach, kiedy Jagna zdobyła się na odwagę by to zrobić, wzięła ze sobą małą kalekę i wraz z mężem poszła na pastwisko. Było już prawie ciemno, a podrzutek bity przez dzieci zaczął głośno płakać. Płacz ten było słychać na całą okolicę.
Stało się tak, jak powiedziała stara kobieta. Nagle przybyła południca, ubrana w te same czarne szaty. Oczy miała przepełnione złością, a na odkrytej ziemistej twarzy widoczny był złowieszczy grymas. Pod pachą trzymała małą Kasię, bardzo wychudzoną i wystraszoną.
Trzymała ja bez żadnej delikatności, tak jakby unosiła się w powietrzu.
Podbiegła do kaleki, pogłaskała z uczuciem i rzekła grubym głosem: ?To ja wasze dziecko pielęgnuję, a wy moje dziecko każecie bić ??, po czym cisnąwszy Kasią o ziemie wykrzyczała: ?Rodzino Jastkowskich bądź przeklęta!? i znikła tak nagle jak się pojawiła. Jagienka szybko podbiegła do córeczki, która była już martwa. Rodzice popadli w czarną rozpacz, tyle złych rzeczy spotkało ich w tak krótkim czasie. W Jastkowicach zapanowała żałoba. Wszyscy obwiniali rodzinę Jastkowskich za to, że tak bezmyślnie postąpili.
Nakazano także poszukać kobiety, która udzieliła im rad, ale ślad po niej zaginął. Zaczęto podejrzewać, iż była to południca, która przybrała postać starowiny, ale prawdy o tym Jastkowscy mieli się nigdy nie dowiedzieć. Należało pochować Kasię, by jej duszyczka mogła spoczywać w spokoju. Kiedy nadszedł dzień pogrzebu, wszyscy byli bardzo nieszczęśliwi. Pogoda jakby wyczuwała ich nastroje, też ?płakała? ? lało jak z cebra.
Małżeństwo Jastkowskich pogrążone w głębokim smutku i żalu wsiadło do powozu. Jasiek uparł się, że będą jechać bez woźnicy.
Droga na cmentarz była bardzo trudna, prowadziła przez puszczę, zwykle piękną i wesołą, ale tym razem dziwnie złowrogą i ciemną.
Kiedy już prawie dojeżdżali na miejsce, ukazała się im południca z perfidnym uśmiechem triumfu na twarzy. Podążała ku nim i nagle znikła pod wozem.
Rozległ się znajomy krzyk: ?Rodzino Jastkowskich bądź przeklęta!?, w tej samej chwili z powozu wypadła Jagna, tak nieszczęśliwie, że zginęła na miejscu.
Upiór rzucił urok na Jaśka, który postradał zmysły i nie zauważył że żona nie żyje. Nie przybył też na pogrzeb córki.
Zawrócił i pojechał do dworu, gdzie czekała na niego siostra. Nie poszła na pogrzeb z powodu choroby, taką przynajmniej miała wymówkę. Prawda była taka, że ona od dawna nienawidziła Kasi i Jagienki. Południca na nią także rzuciła urok. Kiedy Jaśko wrócił do domu, wyznała mu, że go kocha i to nie miłością braterską, tylko jak mężczyznę. Jasiek odwzajemnił jej to uczucie i zostali kochankami.
Na wsi zaczęło krążyć wiele plotek na ich temat, Jastkowski został oskarżony nawet o zabójstwo Jagny.
Wkrótce Michalina powiła córkę, którą nazwano Magdaleną. Magda była owocem miłości brata i siostry, co było niedopuszczalnym kazirodztwem. Bóg pokarał ich za to i uczynił ich córkę strzygą. Była bardzo brzydka, a jej usta zajmowały prawie całą twarz. Była złym dzieckiem o zatrutej duszy, z którego wyśmiewała się cała wieś. Mimo to rodzice byli zapatrzeni w córkę, jak w obrazek.
Gdy miała 14 lat, umarła. Przed śmiercią jednak, zobowiązała ojca pod przysięgą, żeby pochował ją w kościele i co wieczór przysyłał jej jednego parobka. Jaśko zdesperowany i zrozpaczony zgodził się na prośbę córki, by tylko umilić jej ostatnie chwile życia.
Zgodnie z jej prośbą pochowana została w kościele znajdującym się głęboko w puszczy. Każdej nocy do kościoła przysyłano jednego młodzieńca, którego strzyga pożerała. Co noc po puszczy rozlegały się krzyki i jęki ofiar. Gdy przemijała godzina duchów, Magdalena kładła kości młodziana za ołtarzem i wracała do swej trumny, by czekać na następną ofiarę.
Pewnego dnia przybył do Jastkowic pewien parobek o imieniu Jan. Rozmawiał on w karczmie z pewnym starym człowiekiem o tym wszystkim, co dzieje się po tej stronie puszczy. Chłopiec nie miał nawet pieniędzy na jedzenie ? starzec zauważywszy to, spytał go, czy nie chciałby być bogatym. Gdy Janek przytaknął, wtedy starzec poradził mu, co ma zrobić by tak się stało. Opowiedział mu całą historię nieszczęścia Jastkowskich.
Nakazał, by poszedł o dwunastej w nocy do kościoła, gdzie spoczywa ciało Magdaleny. Równocześnie polecił mu zabrać ze sobą święconą kredę, żeby upiór nie miał do niego dostępu. Jan powinien poczekać do momentu, kiedy minie godzina duchów i strzyga wróci do trumny, a następnie podejść i ją pocałować ? pocałunek wskrzesi Magdę i zdejmie zły czar z jej rodziny.
Janek postąpił tak, jak go pouczył ów starzec i poprosił Jastkowskiego o pozwolenie pójścia w nocy do kościoła.
Była już prawie dwunasta w nocy, kiedy chłopiec po przeprawieniu się przez puszczę, znalazł się u drzwi kościoła. Ledwie zdąży do niego wejść, usłyszał odgłosy budzącej się strzygi.
Było bardzo ciemno, nic nie widział. Po omacku wbiegł na chór i obrysował go święconą kredą. Słyszał coraz wyraźniej kroki strzygi usiłującej wejść na górę. Zadziwiona i rozłoszczona zarazem, że nie może się dostać do swej ofiary, zaczęła krążyć pod chórem.
Linia narysowana święconą kredą była dla niej nie do przebycia, jednak strzyga była przebiegła. Zaczęła znosić wszystkie ławki z kościoła pod chór, budując w ten sposób rusztowanie. Janek był w dużych opałach. Kiedy zła Magdalena znalazła się na samej górze, chłopiec wyrwał piszczałkę w organach pchnął ławki z taką siłą, że wszystkie, wraz ze strzygą pospadały na dół.
Nie zniechęcony tym niepowodzenie potwór rozpoczął budowę od nowa, ale na szczęście dla Janka już nie zdążył. Godzina duchów minęła i pierwsze promienie słoneczne oświetliły kościół, zmuszając tym samym upiora do powrotu do trumny.
Jan był pierwszym od długiego czasu człowiekiem, który ujrzał ten kościół tuż po przeminięciu duchów. Ocalał dzięki sile imienia ?Bóg jest łaskawy?. Bóg był dla niego łaskawy, pozwalając mu wyjść cało ze spotkania ze strzygą.
Przypomniał sobie starca i z sercem przepełnionym wiarą w szczęśliwe zakończenie tej historii, pochylił się nad ciałem strzygi i gorąco ją pocałował. Pod wpływem pocałunku niegdyś bardzo brzydka Magda, ocknęła się i przemieniła się w urodziwą panienkę.
Janek i Magdalena usiedli razem w kościelnej ławce czekając aż ktoś otworzy im kościół, zasnęli zmęczeni wrażeniami z ubiegłej nocy.
Powrót Janka z Magdą był wielkim wydarzeniem w Jastkowicach. Chłopiec poprosił Jastkowskich o rękę córki ? odbyło się bardzo huczne wesele, a na wsi od tej pory znowu było słychać śmiech o gwar szczęśliwych ludzi.
Złe zaklęcie południcy straciło swą moc także w stosunku do całej rodziny Jastkowskich, a Jasiek i Michalina zostali rozgrzeszeni ze swego cudzołóstwa spowodowanego złymi mocami.
Jedni twierdzą, że ta historia to tylko bajka i nawet nie chcą słyszeć o tym, że takie wydarzenie mogło mieć miejsce. Jedynie wybrańcy, którzy mają odwagę w to wierzyć, wiedzą, że w każdej, nawet najbardziej absurdalnej legendzie jest ziarnko prawdy.
Wśród nich do dziś zachował się w Jastkowicach zwyczaj, pielęgnowany już tylko przez nielicznych gospodarzy, którzy umieszczając na strychu za kominem garnek z kaszą jaglaną wierzą, że to uchroni ich domostwa przed złymi mocami.